środa, 1 lutego 2017

Odgruzowywanie mieszkania czyli jak uporządkować swoje życie:)

- Co robisz? - zapytałam esemesowo dobrą znajomą. - Bo ja maluję kuchnię.
- Robię coś podobnego;) Może nie maluję kuchni, ale odgruzowuję swój pokój, za bardzo mnie już przytłaczał, wyrzucam bez sentymentów co się da:) - odpisała.
A mnie natchnęło! Pomyślałam, że w przerwie między kładzeniem pierwszej warstwy farby a drugiej napiszę post o odgruzowywaniu własnej przestrzeni.
Rozpoczynam tym samym nowy dział na blogu o wdzięcznej nazwie – „psychologia mieszkania”:) Zapraszam:)


Ludzie dzielą się na tych, którzy z sentymentem przechowują papierki po gumach Turbo i sreberka po czekoladach z czasów, gdy te były towarem deficytowym i luksusowym oraz tych, którzy papierki po wszelkich łakociach zawsze beztrosko wyrzucają. Tych, którzy z nabożną czcią począwszy od 86 roku wkładają do sobie tylko znanego, domowego sejfu zużyty bilet pkp, pks lub tramwajowy. I tych, którzy nic nie zbierają, nic nie kolekcjonują i w ogóle na tym polu wykazują się daleko posuniętą ignorancją. Tych, którzy z domu nigdy nie wyrzucą nic, bo „to zawsze może się przydać” i tych, którzy regularnie pozbywają się z mieszkania rzeczy, których już nie potrzebują i nie używają albo które zwyczajnie przestały im się podobać. Mnie bliżej do tych drugich. Nie zbieram, nie kolekcjonują, nie przechowuję… a do tego regularnie odgruzowuję swoje mieszkanie. I bardzo to lubię! A wiecie dlaczego? Bo odgruzowywanie mieszkania ma moc terapeutyczną. Sprawia, że lżej się robi człowiekowi na sercu i duszy.

Terapeutyczna moc odgruzowywania

Odgruzowanie mieszkania ma moc terapeutyczną, bo oczyszczając otaczającą nas przestrzeń, oczyszczamy też siebie – symbolicznie pozbywamy się tego, co nie jest już nam w życiu potrzebne, co nam ciąży, przeszkadza, zabiera przestrzeń i kradnie życiową energię. Pozbywając się z naszego życia rzeczy, które są nam już zbędne robimy równocześnie miejsce na nowe. I to nowe wcale nie musi oznaczać kupna nowego mebla czy dodatku, choć często tak właśnie się dzieje. To nowe, które przyjdzie do naszego domu równie dobrze może przyjść pod postacią nowych relacji, nowych znajomych, nowej pracy albo nowej pasji:)

Już słyszę jak mówicie ze sceptycyzmem: „gdyby to było takie łatwe, że wyrzucisz stary fotel i nagle dostaniesz nową pracę albo poznasz miłość swojego życia, to wszyscy nic innego by nie robili tylko w kółko porządkowali”.

Cóż, nikogo nie namawiam, mówię tylko: nie dowiesz się jak nie spróbujesz:).

Wszystkie przedmioty, którymi się otaczasz mają określoną energię i tą energią na Ciebie oddziałują. Jeśli dajmy na to otaczasz się rzeczami z przeszłości to wciąż w tej przeszłości tkwisz i trudno będzie ci ruszyć naprzód. Jeśli dla przykładu jesteś już dojrzałą kobietą, a twój pokój nie widział remontu od czasu gdy skończyłaś siedem lat, to znaczy, że na ścianach wciąż są różowe tapety, bo jakoś nie było okazji zerwać starych i położyć nowych, a na półkach wciąż zalegają pluszaki, bo co z nimi zrobić, a poza tym są takie przytulaśnie – wiedz, że może to mieć bezpośrednie przełożenie na to jak wygląda Twoje życia. Choć możesz sobie z tego nie zdawać sprawy takie wnętrze oddziałuje na Ciebie i sprawia, że na poziomie emocjonalnym wciąż jesteś tą małą dziewczynką, która bawiła się pluszakami. I to podświadomie może Cię hamować w podejmowaniu dorosłych decyzji i wchodzeniu w dorosłe relacje.

A teraz, żeby nie było, że się wymądrzam, a nie wiem o czym mówię - przykład z mojego podwórka:) Bardzo lubiłam swoje studia i czas studiów do dziś uważam za jeden z piękniejszych okresów w moim życiu. Bardzo długo jednak po skończeniu studiów nie mogłam przeskoczyć faktu, że już nie jestem studentką, brakowało mi ludzi z grupy, profesorów, zajęć, atmosfery uczelni i oczywiście całej tej rozrywkowej otoczki, która towarzyszy studiowaniu. Sentyment za tym co było sentymentem, ale ja dosłownie nie mogłam ruszyć z miejsca. Nie chodziłam już na zajęcia, a moja legitymacja studencka dawno straciła ważność, tymczasem moje życie wciąż wyglądało dokładnie tak jak wtedy, gdy studiowałam, z tą różnicą, że nie było tak kolorowe jak na studiach. Najbardziej dało mi się to we znaki w sprawach zawodowych, bo miałam kłopoty ze zdobyciem tak zwanej normalnej pracy. Wszystkie prace jakie wtedy wykonywałam były takie jakbym wciąż studiowała – wszystkie „na chwilę”, „na zlecenie”, „na zastępstwo” a finansowo niewiele różniące się od studenckiego stypendium. Któregoś dnia po raz kolejny analizując dlaczego tak się dzieje, przyjrzałam się uważnie swojemu pokojowi. To co zobaczyłam – zelektryzowało mnie! Zobaczyłam, że… wciąż jestem na studiach. Szuflada komody nie domykała się, bo piętrzyły się w niej wydruki poszczególnych rozdziałów mojej pracy magisterskiej, jedne z uwagami promotorki, inne będące kolejnymi, lepszymi wersjami tego samego rozdziału. Kolejna szuflada co prawda się domykała, ale z trudem bo wypełniona była notatkami z wykładów z ostatniego roku. Były w niej też materiały z zajęć i kserówki, z których uczyłam się do egzaminów. W biurku natomiast znalazłam plany zajęć z ostatnich dwóch semestrów, listę książek do oddania do biblioteki, w której miałam podbić obiegówkę i kartkę z korespondencją prowadzoną na jednym z nudnych wykładów. Regały w pokoju wypełnione (poprawka - przepełnione!) były książkami ze studiów – podręcznikami, lekturami, omówieniami lektur… Studia po prostu wyłaziły z każdego kąta!

Jak to się stało - zastanawiałam się – skoro od skończenia studiów, regularnie pozbywałam się ze swojego wnętrza wszystkiego tego, co niepotrzebne.

Widocznie jednak pozbywałam się nie tego co trzeba:)

Jak więc miałam ruszyć naprzód, skoro żyłam w przeszłości i otaczałam rzeczami z czasów, które minęły? Jak miałam prowadzić dorosłe życie, tkwiąc po uszy w pamiątkach ze studiów? Kiedy uświadomiłam sobie tę zależność zabrałam się za porządki:) Nie było łatwo, bo rozstaniu z każdą notatką, kserówką i zadrukowaną stroną magisterki towarzyszył duży sentyment i sporo miłych wspomnień, ale… wiedziałam, że muszę i chcę! W drobny mak podarłam absolutnie wszystko – każdą notatkę, kserówkę i karteluszkę. Książki spakowałam w kilka kartonów i wystawiłam w Internecie na sprzedaż (jeszcze tego samego dnia zjawiła się po nie bardzo miła studentka). Te porządki zajęły mi kilka ładnych godzin, ale gdy już je skończyłam poczułam radość i ulgę, i poczułam jakby spadł mi z pleców jakiś olbrzymi ciężar. Ta zmiana była też mocno odczuwalna w moim mieszkaniu – wokół zrobiło się jaśniej i przestrzenniej. Zrobiło się miejsce na nowe. I to nowe przyszło – szybciej niż się spodziewałam. Życie nabrało rozpędu, a właściwie to ja nabrałam rozpędu i zabrałam się do działania – wreszcie zaczęłam zawodowo robić to, o czym zawsze marzyłam.

Od tej pory, gdy jakiś etap w moim życiu się kończy, bardzo dbam o to, by oczyścić z niego przestrzeń. Nie zawsze łatwe jest pożegnanie z czymś na poziomie emocjonalnym, natomiast odgruzowanie w takim momencie przestrzeni jest pierwszym krokiem w tym kierunku.



Kiedy najlepiej odgruzowywać przestrzeń?

- Gdy z niewiadomego powodu czujemy się w naszym mieszkaniu/domu/pokoju zmęczeni i przytłoczeni.

- Gdy czujemy, że w naszym otoczeniu robi się za ciasno, potykamy się o sprzęty, uderzamy o kanty stołów, nie możemy zmieścić ubrań w garderobie, a przedmiotów w szafkach lub na półkach, ciągle czegoś szukamy i nie możemy znaleźć.

- Gdy zaczęliśmy źle sypiać, a rano budzimy się wyczerpani i nie wiemy dlaczego tak się dzieje. Czasami kłopoty ze snem spowodowane są stresującą sytuacją w naszym życiu, jeśli jednak poziom stresu się nie zwiększył, a kłopoty ze snem pogorszyły może to mieć związek ze zbyt zagraconą przestrzenią, w której śpimy (na przykład zbyt dużą ilością kurzu na przedmiotach, albo zbyt dużą ilością rzeczy, na których przed snem skupiamy uwagę, co sprawia, że nie możemy się wyciszyć).

- Gdy pragniemy zmiany w swoim życiu, ale nie bardzo wiemy o jakiego typu zmianę nam chodzi. Ci, którzy regularnie odgruzowują przestrzeń wiedzą, że: porządkowanie porządkuje w głowie. Nagle w trakcie rozstawania się z wyszczerbionym kubkiem, można sobie uświadomić, że wcale nie lubimy pić z kubków tylko z filiżanek, więc dlaczego wciąż trzymamy w szafce stary kubek i dlaczego to w nim parzymy herbatę zamiast wyjąć porcelanowy zestaw, który nie wiedzieć dlaczego oszczędzamy na specjalne okazje. Dziś jest specjalna okazja, każdego dnia jest specjalna okazja. I tak po nitce do kłębka dochodzimy do tego jak wielu przyjemności w w życiu sobie odmawiamy, choć wcale nie musimy.

- Gdy sprawy w naszym życiu nagle zaczęły się komplikować, albo utkwiły w miejscu i nie mogą ruszyć z kopyta:)

- Gdy chcemy zmienić charakter łączącej nas z kimś relacji na przykład jakąś relację naprawić lub zakończyć. Warto wtedy uporządkować rzeczy, które łączą nas z daną osobą – są od niej prezentem, przypominają nam o niej, kojarzą się ze wspólnie spędzonym czasem itp., i zastanowić się jakie emocje nam przy tym towarzyszą.

- Gdy czujemy wewnętrzną potrzebę uporządkowania czegoś w swoim życiu.

- Gdy po prostu – lubimy porządkować i pozbywać się tego co jest nam już zbędne:)

Jak odgruzowywać?

Z czystym sercem i otwartym umysłem:)
Przyda się też worek na śmieci:)
Najprościej jest po kolei przyjrzeć się każdemu przedmiotowi i zastanowić jakie emocje w nas wywołuje. Warto też odpowiedzieć sobie na kilka pytań:

- Czy lubimy ten przedmiot?

- Czy go potrzebujemy?

- Czy będziemy go używać?

- Kiedy ostatni raz go używaliśmy?

- Jeśli od dłuższego czasu go nie używamy, to dlaczego wciąż go mamy?

- Skąd mamy ten przedmiot (kupiliśmy go?, dostaliśmy w prezencie?, jest po kimś pamiątką?)

- Co czujemy posiadając ten przedmiot i co będziemy czuć gdy się go pozbędziemy?

- Czy chcemy się go pozbyć? A jeśli nie to dlaczego?

- Czy pozbywamy się tego przedmiotu z lekkim sercem, czy z poczuciem winy?

- Czy psychicznie jesteśmy gotowi rozstać się ze wszystkim tym, co ten przedmiot symbolizuje?

I tak dochodzimy do sedna, bo podstawą jest psychiczna gotowość:). Jeśli czujesz, że odgruzowywanie póki co Cię przerasta – daj sobie spokój i daj sobie czas:) To, że coś jest w danym momencie dobre dla kogoś nie oznacza, że w tym samym momencie jest dobre dla Ciebie. Słuchaj siebie i rób rzeczy w zgodzie z sobą. Kiedy przyjdzie „ten” czas, odgruzowywanie samo o sobie przypomni. Mnie przypomina o sobie dość często;) A Wam? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz