niedziela, 14 maja 2017

Zabaw z tapicerowaniam ciąg dalszy czyli odnawianie krzeseł

W ostatnim tygodniu trzy osoby zapytały mnie jak to możliwe, że u mnie remont trwa tak długo, przecież powinien się już skończyć. Ano powinien, ale...
U większości osób to jest tak: remontują, do remontowanego wnętrza potrzebne są nowe meble, na przykład krzesła więc jedzie się do sklepu i kupuje krzesła. A ja... Gdy ja potrzebuję krzeseł to je sobie robię, przerabiam, odnawiam, tapiceruję itp.. I tak ze wszystkim, nie tylko z krzesłami. Tym sposobem u większości osób remont trwa miesiąc, a u mnie trwa miesiącami... Takie to uroki bycia Zosią Samosią, ech;)


Przecudnej urody krzesła ktoś wyrzucił na śmietnik. Owszem, materiał obiciowy był poprzecierany i podziurawiony, a nóżki nadawały się do odmalowania, ale... krzesła były stabilne, no i zabytkowe. Skoro ktoś ich nie chciał to nie, my chcieliśmy, więc przytargaliśmy ze śmietnika z postanowieniem uratowania im życia i pokrycia;) Krzesła wylądowały na balkonie, gdzie zostały pozbawione gąbek i pokrowców.


Oczyszczone wróciły do domu.


I zaczęła się zabawa, która jak każda dobra zabawa trwała przez noce i poranki... Ja tam byłam i...
co się narobiłam to moje.

Najpierw okleiłam oparcia krzeseł pianką.
 

Potem od starych pokrowców odrysowałam nowe.


Nowe pokrowce wycięłam i częściowo zszyłam (mniejszy łuk).


Teraz założyłam pokrowiec na krzesło i część materiału przymocowałam do oparcia za pomocą zszywek tapicerskich.


Pozostałą część przymocowałam używając gwoździ tapicerskich. I tu przyznam, że doznałam rozczarowania, bo spodziewałam się, że wbijanie gwoździ tapicerskich to super prosta sprawa, a prosta nie była. Nie wiem, czy to wina gwoździ czy faktu, że na tapicerskich ścieżkach dopiero zaczynam raczkować, ale gwoździe wcale łatwo się nie wbijały. Po pierwsze wyginały się, po drugie - gwóźdź tapicerski składa się z dwóch części - "normalnego" gwoździa i  półokrągłej "główki" i w trakcie wbijania jedno odchodziło od drugiego, po trzecie przy pierwszym uderzeniu młotkiem z gwoździa zaczęła schodzić czarna farba, między młotek a gwóźdź trzeba było więc włożyć drewienko i tak przybijać, po czwarte przybijanie gwoździ do półokrągłego opacia było trudne, bo ciężko było ustabilizować oparcie w trakcie wbijania itp., itd.. W efekcie długo to trwało, nerwów kosztowało sporo i wcale nie wyszło tak idealnie jak bym chciała, ale... nic na świecie nie jest idealne, prawda?  


Teraz przyszedł czas na siedzisko. Nogi krzesła pomalowałam na czarno i na czarno też obiłam siedzisko. Tu znów przydał się taker i zszywki tapicerskie.




Teraz nastąpił moment kuliminacyjny czyli mocowanie oparcia do siedziska.


I tak oto pięknej majowej soboty anno domini dwa tysiące siedemnastego po wielu dniach ciężkich robót praca wreszcie została ukończona.






4 komentarze:

  1. Elegancko ! Podziwiam ja muszę spróbować ze swoimi fotelami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo:) Uczucie siedzenia na własnoręcznie tapicerowanym krześle - bezcenne, więc spróbuj koniecznie:)A jak spróbujesz koniecznie pochwal się efektem! Powodzenia:)

      Usuń
  2. Przepięknie wyszło! Krzesła bardzo pop-art. Masz talent, nie ma to tamto, również talent tapicerski - absolutnie talent ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Z tą tapicerką to muszę się jeszcze solidnie podszkolić, ale krzesła, które ostatecznie wylądowały w kuchni, dzielnie zniosły rok użytkowania czyli wycierania ich tyłkami podczas śniadań i obiadów oraz niezliczonych kaw więc chyba można uznać, że przeszły chrzest bojowy i dały radę;)

      Usuń