czwartek, 4 maja 2017

Zabawy z tapicerowaniem czyli jak za dwa fotele zamiast 1200 zapłaciłam 200

Są takie rzeczy, które człowiek może zrobić, ale czasami zwyczajnie mu się nie chce. Tak było z fotelami, pamiętającymi chyba jeszcze czasy PRL-u, które dostałam w spadku (no dobra, wymarałam - jak to się mówi w moim pięknym mieście - Poznaniu:)) po poprzednich właścicielach mieszkania.
Najpierw planowałam sama przywrócić fotelom dawną świetność czyli wyszlifować drewnianą ramę i zmienić pokrowce, a potem stwierdziłam, że mi się nie chce, oddam do tapicera, a potem...wyszło, że i tak będę robić je sama, ale po kolei...



Poszłam do tapicera.
- Dzień dobry, mam dwa fotele do odnowienia. O takie... - pokazuję tapicerowi zdjęcie w komórce.
- Zrobi się - tapicer kiwa głową, spoglądając na zdjęcie.
- A za ile się zrobi? - pytam. - Bo muszę wiedzieć, czy mnie stać - tłumaczę.
- 600 złotych za jeden - odpowiada bez mrugnięcia okiem.
- Czyli 1200 za dwa? - upewniam się i mina chyba mi rzednie, bo tapicer rzuca słynne: Jakoś się dogadamy...
A ja wiem, że dogadać to się będę musiała z takerem i pianką tapicerską, bo... no cóż, za 1200 to ja wolę sobie pojechać, wypocząć w jakieś fajne miejsce, a fotele odnowić sama. I odnawiam sama -  za dużo, dużo mniej...

Najpierw zaopatruję się we wszystko co niezbędne czyli:
- piankę tapicerską (120 złotych)
- materiał obiciowy (80 złotych)
- lakier bezbarwny do drewna (30 złotych za puszkę, zużyłam pół puszki)
- zszywki do takera (trafiam na promocję w markecie i paczkę zszywek dostaję za złotówkę)
- papier ścierny do szlifowania ramy fotela (10 złotych).

Taker, szlifierkę i maszynę do szycia mam:)

Pracę zaczynam od uszycia poduch. Potrzebuję cztery sztuki - 50x60 cm każda. Rozpruwam więc stare poduchy, żeby mieć szablon do wycięcia z nowego materiału odpowiedniej wielkości pokrowca.


Z nowego materiału wycinam pokrowiec i zszywam go, zostawiając jeden bok wolny, by móc włożyć do środka piankę. Z pianki tapicerskiej wycinam prostokąt - 50x60 cm.



Do pokrowca wkładam piankę, a wolny bok zszywam ręcznie.


Teraz wykręciłam z fotela stelaż tzn. tę część, na której opierają się poduchy (plecy i siedzisko). Niestety nie mam zdjęć tego jak wyglądał stelaż przed. Zwyczajnie zapomniałam się w pracy i tym samym zapomniałam sfotografować ten etap prac. Mam nadzieję, że mi wybaczycie...:) Dobra wiadomość jest taka, że w tym momencie można użyć wyobraźni. A kto używa wyobraźni ten ćwiczy umysł. A sprawny umysł to wiecie - podstawa:) Tak więc wyobraźcie sobie, że stelaż obity był takim samym czerwonym materiałem jak poduchy, a pod spodem były pasy. Usunęłam ten materiał, a pasy zostawiłam, bo były w dobrym stanie. Stelaż obiłam nowym materiałem -  i tu właśnie przydał się taker.



Teraz pałeczkę przejął mój mąż, który całkowicie rozkręcił fotel i wyszlifował całość. Na zdjęciach tego nie widać, ale na starych fotelach lakier był naprawdę w złym stanie. W tym miejscu błogosławię moich cudownych sąsiadów, którzy znieśli jakoś odgłosy szlifowania


Po zeszlifowaniu fotel można było skręcić i polakierować. Zależało mi na zachowaniu naturalnego wyglądu drewna dlatego do lakierowania wybrałam bezbarwny lakier akrylowy.



Kiedy lakier wysechł można było zamocować stelaż.



Położyć poduchy i gotowe:)





I to samo z drugim fotelem:)

Pracy było sporo, ale też było warto. Do plusów zaliczam fakt, że:
- fotele wyszły tak jak chciałam
- zyskałam nową umiejętność (to było moje pierwsze w życiu tapicerowanie)
- zamiast 1200 złotych wydałam 241 złotych.

Morał z tego taki, że czasami lenistwo się nie opłaca:)


2 komentarze:

  1. Pięknie wyszły te foteliki, gratuluję! Pewnie też bardzo wygodne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) Bardzo wygodne, w dużej mierze dzięki piance - użyłam takiej o gęstości T-35 i szerokości 9 cm - mam nadzieję, że posłuży na długo...

      Usuń