Kiedyś, gdzieś, na jakimś babskim spotkaniu, poznałam pewną
dziewczynę, koleżankę koleżanki. Przez cały wieczór gapiłam
się na jej twarz, bo ta twarz wydała mi się niezwykle
interesująca, nie piękna w pospolitym, banalnym tego słowa
znaczeniu, ale właśnie interesująca, pięknie interesująca.
Gapiłam się na tę dziewczynę i myślałam: rany, jaką ona ma
ciekawą twarz, niepospolitą, oryginalną, mogłaby być modelką,
jej twarz ma w sobie coś magicznego, coś co przykuwa uwagę,
hipnotyzuje. Nie wiedziałam za bardzo czym było to coś, co kazało
mi patrzeć na twarz tej dziewczyny i się tą twarzą zachwycać.
Coś jednak w tej twarzy było…
- Patrzysz się na mój nos? - zapytała, gdy rozmawiałyśmy ze
sobą przez chwilę.
- Na twój nos? - zdziwiłam się.
- Nie znoszę go - wyznała. - Mam taki duży, okropny,
nieproporcjonalny nos. Wszyscy się na niego gapią. Gdybym miała
więcej pieniędzy, zrobiłabym sobie operację plastyczną. Nawet
już zaczęłam na nią zbierać, ale pewnie jeszcze kilka lat mi to
zajmie… - westchnęła ciężko.
A ja dopiero w momencie, w którym wspomniała o swoim nosie,
uważniej mu się przyjrzałam.
I
tak, to nie był malutki, regularny i prosty nos. To nie był nos
jakich wiele. To był jedyny w swoim rodzaju nos. Wyjątkowy
nos. Długi, szeroki i z
lekkim garbem. I wiecie co, dopiero patrząc na ten nos uświadomiłam
sobie, że to właśnie on robi jej twarz. To właśnie ten nos
sprawił, że gapiłam się na tę dziewczynę przez cały wieczór i
myślałam o jej oryginalnej urodzie i tę urodę podziwiałam. To
dzięki temu nosowi zapadła mi w pamięć. To dzięki temu nosowi
wydała mi się inna, interesująca i chciałam z nią pogadać. Bo
nie była jak wszyscy. Bo się wyróżniała.
Powiedziałam jej wtedy to wszystko, a ona tylko machnęła ręką.
- Łatwo ci mówić, bo masz normalny nos, a ja każdego dnia budzę
się rano, patrzę w lustro i myślę tylko o tym jak bardzo swojego
nie znoszę – wyznała z ciężkim westchnieniem. – I już nie
mogę się doczekać, kiedy go zoperuję, kiedy będę miała
normalny, ładny, prosty regularny nos.
Nos zoperowała pięć lat później.
I wiecie co? Według mnie jej twarz dużo straciła. Już nie była
magiczna, hipnotyczna, oryginalna i intrygująca, już nie zapadała
w pamięć, straciła coś co wyróżniało ją z tłumu. Teraz,
owszem była to twarz z prostym, regularnym i małym nosem, ale już
bez tego czegoś…
Myślę,
że rozumiem dlaczego ta dziewczyna zoperowała swój nos. Myślę,
że pewnie kiedyś gdzieś
ktoś jej powiedział
(dzieci w przedszkolu,
szkole, obcy, rodzice, znajomi…) lub
może stale ktoś powtarzał
jej tak
długo, aż w to uwierzyła,
że ma w sobie coś co wyróżnia ją z tłumu, co
jest inne od innych i dlatego jest
złe. Bo inni mają inne.
Inne nosy - mniejsze,
węższe, prostsze i tak powinno być, i tak jest lepiej. Bo
lepiej się nie wyróżniać, bo
lepiej być jak wszyscy. Bo gdy
wyglądasz jak wszyscy to wtedy jesteś ładny, a gdy
wyglądasz inaczej to już wtedy nie. I lepiej
jak wszyscy wyglądać. I
mieć jak wszyscy nos. A
kolejny krok jest taki, że trzeba jak wszyscy mówić, myśleć i
żyć. I ona w to uwierzyła. I pozbyła
się czegoś, coś było jej
atrybutem, co dodawało jej
tego magicznego uroku, co czyniło ją
wyjątkową.
Historia
z nosem to tylko metafora…
Myślę, że pod ten nos każdy z nas może podstawić dowolny
przykład z życia, kiedy
nasz indywidualizm, marzenia i odwaga by być kim się
jest lub kim się chce być,
były równane do równej.
- „Studia
humanistyczne? A co to za studia? Jaką ty pracę po tym dostaniesz.
Lepiej idź na politechnikę. To
są porządne studia”,
- „Praca
w domu? A nie możesz tak normalnie, jak wszyscy, na etacie?”,
- „Chcesz pisać/rysować/śpiewać/grać/tworzyć, a po co ci to? Zajmij się czymś pożytecznym”,
- „Chcesz pisać/rysować/śpiewać/grać/tworzyć, a po co ci to? Zajmij się czymś pożytecznym”,
- „Chcesz otworzyć własną firmę? A jak ci nie wypali to z czego
będziesz żyć? Masz stałą pracę to się jej trzymaj, a nie
wmyślaj”
- „Na
misje chcesz jechać,
dzieciom afrykańskim pomagać? Ty sobie lepiej jakiegoś chłopa
znajdź i miej własne dzieci to
ci się głupot odechce”
- „Na
wakacje chcesz jechać? A po co ci wakacje? Na
wsi mieszkasz, jezioro,
ogród, las, wszystko tu masz, czego ci więcej trzeba? Tu
masz wakacje, na
co ci inne wakacje? ”
Brzmi znajomo?
Myślę, że każdy z nas w swoim życiu wielokrotnie wtłaczany był
w koleiny powszechności i powszedniości. Otoczenie nie sprzyja
indywidualizacji, raczej unifikacji. Bądź jak wszyscy, rób jak
wszyscy, myśl jak wszyscy, mieszkaj jak wszyscy, żyj jak wszyscy,
miej to co mają wszyscy, bądź tam gdzie są wszyscy...
Myślę, że wiele pomysłów, idei, marzeń, talentów i piękna
przepadło, bo ktoś komuś powiedział, że są inne niż innych i
nie należy ich realizować. Że to nie ma sensu. Że się nie uda.
Że przecież nikt tak nie robi.
Myślę, że wiele fantastycznych
osób popadło we frustrację, depresję, przygnębienie, bo
uwierzyli, że we własnym życiu nie można być sobą lecz trzeba
być jak wszyscy.
Jako
że prowadzę bloga o wnętrzach – przykład niech
będzie wnętrzarski. Kilka
miesięcy temu wprowadziłam się do mieszkania,
które samodzielnie
remontujemy (ja
i mąż), o
czym często wspominam na
blogu. Ileż to ja się w
tym czasie nasłuchałam, czego we własnym mieszkaniu nie powinnam
robić, bo inni tak nie robią, bo inni tak nie mają, bo inni tak
nie mieszkają i inni tak nie remontują (co ciekawe rad owych
udzielali mi nie przyjaciele i rodzina lecz całkiem obce mi osoby).
Ja jednak „dobrych rad” nie słucham, dlatego w
ramach tego remontu postanowiłam wyeksponować
wszystko to,
co inni radzili zakryć, zasłonić albo wymienić… A
wiecie dlaczego?
Bo jest inne! I nie kupiłam
nowych drzwi, tylko
wyeksponowałam
stare, prl-owskie drzwi,
jakich dziś faktycznie
już prawie nikt
nie ma. Wyeksponowałam
je! (możecie je zobaczyć TU i TU). I
nie zakryłam szafki na liczniki, którą
większość osób zakrywa i zabudowuje,
tylko ją wyeksponowałam (możecie ją zobaczyć TU).
A dla mojego miliona książek
kupiłam nie zwykłe, tradycyjne regały lecz półki garażowe. I
książki trzymam na
garażowych
regałach
w salonie, a regały stoją
na pomalowanym na biało (o
zgrozo!) parkiecie. I bardzo mi się to wszystko podoba! I wcale nie
interesuje mnie to jak mają inni, co sądzą o moim mieszkaniu inni i co na moim miejscu zrobiliby
inni.
Uważam,
że
inność, że coś co
nie wtapia się w tło, coś
co jest widoczne, coś
co się wyróżnia - trzeba
pielęgnować i eksponować,
a
nie ukrywać. Dotyczy
to mebli, sprzętów i dodatków, i dotyczy to ludzi. Twój krzywy
nos, zbyt wysoki albo niski
wzrost, twoje okulary, piegi, kilogramy, twoje talenty, zamiłowania,
pasje, twoje marzenia i cele – są twoją wartością, stanowią o
tym, że się wyróżniasz, że jesteś kimś wyjątkowym, są twoim
atrybutem i siłą! Stanowią
o twoim indywidualizmie!
Możemy
chcieć podobnych
rzeczy (miłości, sukcesu, zdrowia, bogactwa),
możemy wyznawać podobne poglądy, mogą nam
się podobać te same filmy, książki i ciuchy, ale… W
tym „ale” zawiera się istota – każdy z nas jest inny. I
myślę, że tę inność w sobie warto pielęgnować i eksponować,
nie bać się jej, nie
wstydzić i nie wypierać
jej.
Ta inność, którą każdy z nas ma, to coś ważnego
i cennego.
W
inności jest wartość i
siła. I skoro masz, a masz,
bo każdy ma w sobie coś takiego, co cię wyróżnia z
tłumu, to nie musisz
wtapiać
się w tłum i się w nim
ukrywać.
Nie musisz być jak wszyscy.
Naprawdę nic nie musisz, za
to wszystko możesz…Możesz
być sobą. Możesz być
tym,
kim jesteś. I
tata jaka jesteś. Bo taka jesteś
i już. I taka jesteś
super!*
A co Ciebie
wyróżnia z tłumu? Co masz innego od innych? Wychyl się z tłumu i
pokaż:)
*używam rodzaju żeńskiego bo moimi czytelniczkami są w większości kobiety, to z myślą o nich piszę, bo najbardziej rozumiem kobiecą duszę i wiem co w tej duszy gra, ale panów (jeśli tu tacy są) oczywiście też chętnie witam na blogu:)
Wiesz, chciałam taki post napisać. O tym, że się "tak nie robi", o radach, o podcinaniu skrzydeł. Świetnie to ujęłaś. Pamiętam, jak zrobiłam sałatkę z pomarańczą, a mój dziadek kucharz wyśmiał mnie. Sałata z pomarańczą??? Też coś. Pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńTo pisz, kochana, pisz. Ja bardzo lubię czytać Twoje posty i chętnie przeczytam jak Ty to widzisz, bo nawet jeśli widzisz sprawę podobnie, to przecież nie tak samo, bo jesteś innym człowiekiem i masz inne doświadczenia. A jeśli chodzi o sałatkę z pomarańczami to myślę, że wiem o czym mówisz… Mnie na gruncie zawodowym kiedyś ktoś powiedział (i to był zarzut!), że jestem zbyt wszechstronna i że stoję w rozkroku między kulturą wysoką a popularną, a trzeba być albo tu albo tu, bo w rozkroku to nie można. A przecież stanie na baczność nie jest lepsze ani gorsze od rozkroku, a sałata ze śmietaną czy oliwą nie jest lepsza ani gorsza od sałaty z pomarańczami… To tylko kwestia smaku. Indywidualnego smaku.
UsuńŚlicznie to wszystko napisałaś. Skaczę sobie po Twoich postach, raz to raz tamto i naprawdę nie mogę przeżyć tego, że jakieś 20 lat temu nie było internetu i nie było wsparcia, i ja myślałam , ze tylko ja taka inna...że pomalowałam na biało ściany i na zielono ramy okienne i postawiłam stare butelki na parapecie bez (o zgrozo!) firan, zasłon i karniszy a na ścianach puste ramki (nie było pineresta, nie było instagrama , nie było nic) i marzyły mi się pelety ale babcia zdecydowanie zabroniła robić menelownię w domu, bo i tak już sąsiadki mówiły, że na oknie butelki puste stoją ;-DDD
OdpowiedzUsuńTak to było, ale przetrzymałam, i się nie dałam i teraz na swoim robię co chcę. I nic mnie nie odwiodło od pokonania niechęci małżonka do wykonania stołu do kuchni ze starej maszyny i dwóch wielkich desek bambusowych. A ile się nagadał i chciał do brw lecieć po nowy paździurowy. Ale nie dałam się i mam swój wyjątkowy, i jest zachwyt.
Wiesz, ja zawsze czułam się indywidualistką, robiłam po swojemu i żyłam jak chciałam, ale w tym była też duża zasługa moich rodziców, którzy ten indywidualizm i we mnie i w moim bracie wspierali. Jako że wyrosłam w takim środowisku, bardzo długo wydawało mi się, że przecież każdy tako może, że każdy może być sobą jeśli tylko chce, że co w tym trudnego (człowiek młody to głupi). Dziś wiem, że nie każdy w danym momencie życia ma możliwości by wyrażać siebie, ale najważniejsze jest by nie zapomnieć kim się w głębi duszy jest i kiedyś, gdy te możliwości już są, być sobą po prostu. Boli mnie bardzo, gdy widzę jak wiele talentów idzie na zmarnowanie, bo ludzie boją się i nie wierzą w siebie, a często nie mają obok siebie kogoś kto powie: "spróbuj, zrób to". Cieszę się, że jesteś jedną z tych osób, która miała tę odwagę by żyć po swojemu i że chciałaś się tym tu podzielić. Z tego co piszesz robisz świetnie rzeczy, prowadzisz może jakiegoś bloga? Chętnie zobaczyłabym zdjęcia Twoich projektów, stół z maszyny i dech bambusowych brzmi obłędnie!
Usuń