czwartek, 23 listopada 2017

Wszystko co chcielibyście wiedzieć o skrzatach czyli jak odnaleźć w sobie dziecko…


Gdy byłam mała skrzaty towarzyszyły mi niemal każdego dnia. Mieszkały w moim pokoju – w starej, drewnianej, skrzypiącej szafie. W dzień towarzyszyły mi w zabawie, a po jej zakończeniu pomagały sprzątać wszystkie zabawki. Czasami znajdowały te zagubione, nad którymi rozpaczałam, że nie ma, że przepadły, że musiałam gdzieś je zapodziać, może w piaskownicy a może w przedszkolu, nie wiem, nie wiem gdzie...? Łzy leciały mi po policzkach jak grochy i z łoskotem spadały na podłogę.
- Ojej, ojejuniu – wołały z przestrachem skrzaty i podskakiwały w popłochu - nie płacz tak, nie płacz, bo nas potopisz. - Ojej, ojejuniu, ile tu wody, na podłodze już jest prawie jezioro. Utoniemy w nim. Ojejuniu, ojej!

Płakać przestawałam natychmiast, bo za nic w świecie nie chciałam potopić moich przyjaciół. Skrzaty tymczasem już ustalały plan działania, już organizowały się w grupy i dzieliły mój pokój na rewiry.

- Wy szukacie pod łóżkiem, my za szafą, oni za komodą – rozdzielali między sobą zadania i już po chwili okazywało się, że zagubiony miś czy lalka dzięki ich sprawnym poszukiwaniom się odnajdował.

Wieczorami skrzaty okrywały mnie kołderką, a potem siadały na brzegu łóżka i na dobranoc opowiadały mi najbardziej niezwykłe, niewiarygodne i niesłychane historie. Pamiętam, że prosiłam skrzaty, by niektóre historie opowiadały mi po wielokroć. Uczyłam się tych historii na pamięć, bo nie potrafiłam jeszcze pisać, a jakimś szóstym zmysłem czułam, że opowieści tych nie można tak po prostu wyrzucić z głowy, że trzeba je zachować, ocalić od zapomnienia. Postanowiłam więc, że nauczę się ich na pamięć, a gdy będę już duża i będę potrafiła pisać, wszystkie je spiszę.

Czas mijał, poszłam do szkoły. Jednej, drugiej i trzeciej... I nagle nie wiedzieć kiedy rzucałam uniwersyteckim biretem. Dorosłam i spoważniałam. A skrzaty…? Cóż dorośli nie wierzą przecież w skrzaty, prawda? A ja byłam już dorosła. Chodziłam w butach na obcasach, malowałam paznokcie na czerwono i płaciłam rachunki za światło i gaz. Teraz wiele innych, bardzo, bardzo dorosłych spraw zaprzątało moją głowę. Spraw, które nie miały nic wspólnego z dziecięcą wiarą w skrzaty i fantazją. 

Czasami, owszem, wspominałam czasy dzieciństwa.
- Ależ ja miałam bujną wyobraźnię – wzdychałam wtedy, trochę z pobłażliwością, a trochę z niedowierzaniem… - Żeby wymyślić sobie te wszystkie skrzaty i bawić się z nimi zupełnie tak jakby istniały naprawdę… - kręciłam ze śmiechem głową. - Doprawdy byłam osobliwym dzieckiem – konstatowałam i na tym kończyłam swoje rozmyślania.

Aż do tej jesieni, kiedy zdarzyło się coś dziwnego…

Porządkowałam mianowicie pudło, w którym trzymałam rzeczy przydatne do samodzielnego wykonania domowych dekoracji. W pudle były najróżniejsze tkaniny i dzianiny, kawałki tasiemek, wstążeczek, pomponów odprutych od starych czapek, guzików, drucików, piórek i patyczków… Był też styropianowy stożek, który do mnie przemówił.
- Zapomniałaś o nas – westchnął z żalem.
- Co? O kim? Kto tu jest? - zapytałam zdezorientowana i potrząsnęłam kawałkiem styropianu.
- Ojej, ojejuniu nie potrząsaj tak, bo mi się myśli w głowie powywracają – usłyszałam proszący głosik. Głosik brzmiał znajomo i nawet po tylu latach rozpoznałam go momentalnie.
- To ty skrzacie? - zapytałam i poczułam się jakoś dziwnie zadając to pytanie. Pamiętałam oczywiście, że bawiłam się ze skrzatami w dzieciństwie, ale bądźmy poważni, to że w dzieciństwie wierzyłam w istnienie skrzatów nie znaczy, że one istnieją, prawda? Te zabawy były w całości wytworem mojej dziecięcej wyobraźni, a same skrzaty kimś w rodzaju niewidocznych przyjaciół stworzonych i istniejących wyłącznie w wybujałej fantazji kilkulatki. A jednak teraz, będąc dojrzałą już kobietą, kompletnie wbrew logice, pytałam kawałek styropianowego stożka czy przypadkiem nie jest skrzatem.
- Tak, to ja, we własnej skrzaciej osobie – usłyszałam w odpowiedzi. - Musisz mi tylko pomóc odzyskać mój prawdziwy skrzaci wygląd. Masz tę moc, prawda?
- Hm… No cóż… Chyba… chyba mam…? - odparłam pytająco i niepewnie.
- Masz, masz, ja wiem, że masz – zapewnił mnie skrzat. - Mocy się tak łatwo nie traci, nawet gdy się jest już dorosłym – wytłumaczył mi. - Tylko dorośli – westchnął ciężko i ze smutkiem – rzadko chcą używać swojej mocy. Dorośli myślą, że są na nią zbyt dorośli…

Na moment zapadła cisza. Już nabierałam powietrza do płuc, by zapytać skrzata o jaką konkretnie moc chodzi, ale on odezwał się pierwszy.

- W pudełku są drewniane patyczki, nadadzą się na nogi, i jakieś ciepłe ubranko muszę mieć, bo zima idzie, ho, ho, ha, sroga zima i zła, także ubranko musi być ciepłe i chronić przed mrozem. No i czapeczkę rzecz jasna, bo przez głowę ucieka najwięcej ciepła, wiedziałaś o tym? - zapytał.
Potakująco kiwnęłam głową.
- A nosisz zimą czapeczkę? - zapytał skrzat dociekliwie.
- Oczywiście, zawsze! - zapewniłam solennie.
- To bardzo ładnie, że nosisz – pochwalił mnie skrzat. - I ciepłe buciki też bym potrzebował, najlepiej takie z futerkiem – wrócił do przerwanego wątku – i cieplutkie getry, żeby mi łydki nie zmarły, bo idzie zima ho, ho, ha, sroga zima i zła, a zimą w gołych nogach to chodzą tylko ci… - zastanowił się przez moment – hipsterzy – dokończył – którzy zresztą na co dzień małpują nasz skrzaci styl, bo i brodę mają jak skrzaty, i szare płaszczyki, i duże, duże czapy tak duże jak nasze skrzacie, tylko nie wiedzieć dlaczego nie chodzą w ciepłych getrach i skarpetkach tylko im gołe kostki ciągle marzną na mrozie. Może boją się, żebyśmy ich nie pozwali o plagiat, znaczy się przywłaszczenie sobie naszego, charakterystycznego skrzaciego wizerunku, jak myślisz? - zapytał skrzat.
- Nie wiem, być może… - odparłam i zaczęłam wyjmować z pudła wszystkie potrzebne materiały to jest:

- szary filc na płaszczyk dla skrzata i buciki
- czerwony filc na czapeczkę dla skrzata
- kremowy filc na nos dla skrzata
- dwa okrągłe patyczki na nogi dla skrzata (takie patyczki można kupić w markecie budowlanym i poprosić o przycięcie na odpowiednią długość)
- pompon odpruty od starej czapki na brodę dla skrzata i futerko przy bucikach
- igłę, nitkę i nożyczki
- coś do wypełnienia bucików skrzata (najpierw myślałam o watce, ale okazało się, że wata nie spełniła zadania więc ostatecznie buciki skrzata wypełniłam kawałkami gąbki, myślę, że nadałyby się też kawałki tkanin albo trociny). 



W pierwszej kolejności styropianowy stożek owinęłam filcem, a filc przypięłam szpilkami.


Teraz obcięłam nadmiar filcu tuż przy linii szpilek.


Następnie zszyłam filc na stożku.


Płaszczyk skrzata gotowy, teraz czas na buciki, które również wycięłam z filcu (podeszwy zrobiłam z grubszego filcu, boki z cieńszego)


Buciki zszyłam i wypełniłam kawałkami gąbki. Początkowo buciki wypchałam watą, ale to nie był dobry pomysł, bo wata okazała się za słaba (patyczki to znaczy nóżki skrzata nie trzymały się w niej stabilnie).


Teraz z patyczków zrobiłam nogi skrzata, czyli po prostu wbiłam patyczki w styropian.


A że skrzat nie jest hipsterem i zimą marznie w nogi to uszyłam mu cieplutkie getry.


Skrzat w częściowym rynsztunku prezentował się tak:


Ale co to za skrzat bez czapki, prawda?


I co to za skrzat bez nosa? (nos wypełniłam watą)


A przede wszystkim co to za skrzat bez brody (broda została zrobiona z odprutego od czapki pompona, a resztki kożuszka ozdobiły skrzacie buciki).


Teraz czapkę należało założyć, a nos, brodę i kożuszek przy butach przyszyć i proszę państwa... oto skrzat!:)







Skrzat zamieszkał u mnie w pokoju na komodzie. I wiecie co, w jego obecności czuję się tak jakbym znów była dzieckiem... Rozmawiamy sobie o różnych fantastycznych, zupełnie niedorosłych sprawach. A i porządek na komodzie, w komodzie i w całym pokoju zrobił się jakiś większy, znalazły się zgubione koczyki i koraliki. Cóż, wszystko wskazuje na to, że kiedy nie widzę, ktoś mi w pokoju sprząta we wszystkich  kącikach i kątach;) 

P.S. Jeśli nie potraficie szyć - nic straconego, myślę, że igłę i nitkę można zastąpić klejem na gorąco i wszystko to co ja szyłam, zwyczajnie skleić - płaszczyk i czapeczka to żadne skomplikowane wykroje tylko najzwyklejsze na świecie rożki, które spokojnie się skleją, buciki też można skleić. Nos można zrobić z pompona albo dużego koralika. A zamiast szyć getry, to patyczki czyli nóżki skrzata można obwiązać cieplutką wełenką. Twórczość nie zna ograniczeń. Wyczarujcie więc swoje skrzaty - wierzę, że będą wyjątkowe:)


4 komentarze:

  1. Przecudne, też poczułam się jak dzieciak. Super pomysł:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo:) Prawda? Gdy zbliżają się święta (wiem, wiem jeszcze miesiąc;)) to człowiek zaczyna się czuć jakby znowu miał kilka lat i wierzył w skrzaty i Mikołaja itp. Jest coś w magii Bożego Narodzenia, oj jest...:)

      Usuń
  2. Fajne rajstopy mu uszyłaś ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, rajstopy z golfa odprutego od bluzki, także ten - u mnie nic się nie marnuje;)

      Usuń