środa, 31 stycznia 2018

Domowy sposób na zatkany odpływ czyli patent jaki zdradził mi hydraulik



- To pani wlewała?! - zapytał hyradulik ni to z ironią, ni to z niedowierzaniem. Spojrzał na plastikowy pojemnik z udrażniaczem do rur, który mu pokazałam, cmoknął i pokręcił głową.
- Niech mi tylko pani nie mówi, że to jest w granulkach? - znów ni to stwierdził ni to zapytał i potrząsnął butelką.
- Nie, nie – zaprzeczyłam gwałtownie - w żelu.
Hydraulik nic nie odparł tylko się skrzywił. Za to jak sugestywnie się skrzywił!
- Bo granulki to już w ogóle, skończone dziadostwo jest – wyraził swą opinię. - Pani, ludzie sypią te granulki do rur na potęgę, a one nic nie dają.
- Nic nie dają – powtórzyłam po nim.
- Nic pani, bo to dziadostwo jest – oznajmił hydraulik z zapałem. - One, pani, lecą do środka i się nie rozpuszczają. To znaczy – prychnął pogardliwie i przewrócił oczami – coś tam się trochę rozpuszczą, ale nigdy się pani nie rozpuszczą do końca. I zamiast rurę udrożnić to ją pani jeszcze bardziej zapchają.
- Acha – wtrąciłam dla podtrzymania konwersacji, bo choć o tym, że granulki do końca się nie rozpuszczają wiedziałam, wolałam o tym nie wspominać. Z fachowcami, zwłaszcza z fachowcami starej daty, to jest bowiem tak, że kiedy im się pozwoli mówić i nie przerywa, i nie wyrywa się za bardzo ze swoją wiedzą i umiejętnościami, to się można wielu ciekawych rzeczy dowiedzieć. I ja też się wtedy dowiedziałam…
- Tak – hydraulik pokiwał głową – ja już nie raz, proszę pani, z różnych odpływów różne rzeczy wyciągałem, wie pani, kłęby włosów i… - spojrzał na mnie i machnął ręką – zresztą co ja pani będę mówił, sama sobie pani możesz wyobrazić.
- Mogę, mogę – potwierdziłam szybciutko i skwapliwie. Bo faktycznie co mi będzie o zawartości cudzych odpływów opowiadał.
- W każdym bądź razie – kontynuował hydraulik – jak ktoś wsypał do rur granulki, to zawsze na tym co wyciągałem, tym całym syfie, co go pani może sobie wyobrazić, na tych kłębach włosów i tak dalej, to zawsze, proszę pani, były nierozpuszczone granulki. Zawsze! - dla wzmocnienia wypowiedzi hydraulik wzniósł ostrzegawczo palec wskazujący w górę. - I one, proszę pani, zbijały się w taką kulę, albo kilka kul, zależy ile kto tam tego sypał i jak często, i jeszcze bardziej, proszę pani, zapychały rury.  Bo wie pani: włosy, na to granulki, na to znowu włosy, na to znowu granulki, to możesz sobie pani wyobrazić... 
- Tak, tak, mogę – zapewniłam z przekonaniem.
- To się proszę pani taki korek tworzył z tego wszystkiego. A im gorzej woda spływała to ludzie tym więcej tych granulek sypali, a im więcej granulek, tym większy korek, rozumiesz pani ten mechanizm? - upewnił się.
- Rozumiem.
- Także widzisz pani, granulki to jest najgorsze dziadostwo – rzekł z przekonaniem. - A to – wskazał na stosowany przeze mnie udrażniacz do rur w żelu – też nie lepsze.
- Też dziadostwo? - upewniłam się używając jego nomenklatury.
- To samo dziadostwo! – potwierdził ochoczo i machnął ręką . - Z żelem, proszę pani, to się to samo dzieje w rurach co z granulkami. Coś tam może rozpuści, ale sam się do końca nie rozpuści. I ten żel proszę pani to on powoduje, że te włosy w rurze i ten cały syf, proszę pani, to się wszystko tylko skleja. On proszę pani powleka tą żelową warstwą to wszystko tam w tej rurze. A skąd ja to wiem? - zapytał z przewrotnym błyskiem w oku.
- Skąd pan to wie? - powtórzyłam po nim pytanie.
- Bo ja to, proszę pani, wszystko z tych rur wyciągałem i widziałem – udzielił mi odpowiedzi. - Raz proszę pani poszedłem jednym ludziom przepchać wannę bo się zapchała. I jak im pokazałem, proszę pani to co wyjąłem z rury, oblepione tym żelem, to się proszę pani nadziwić nie mogli jak to możliwe, bo żel trzy dni wcześniej wlewali i przez te trzy dni cała, czteroosobowa rodzina się normalnie w wannie kąpała, a on się przez ten czas nie rozpuścił. To teraz sobie pani wyobraź, ile wody przez ten czas na ten żel poleciało. I widzisz pani, a jednak się przez tyle czasu nie rozpuścił.
- No dobrze, granulki nie, żel nie, to co? - zapytałam. - Jakoś przecież rury udrażniać trzeba. To czym?!
Zapadła chwila pełnej napięcia ciszy. Hydraulik wyprostował się, strzepnął nieistniejący paproszek ze swego służbowego uniformu, po czym spojrzał na mnie z miną mentora, który zaraz, za moment udzieli swemu uczniowi cennej lekcji.
- Domowymi sposobami – przemówił w końcu. - Domowe sposoby najlepsze! - oznajmił i zamilkł.
Pokiwałam głową z miną pilnego studenta. Ja też milczałam, bo wiedziałam, że zaraz nastąpi ciąg dalszy jego wypowiedzi, ale wcześniej potrzebna jest cisza. Cisza, która poradzie fachowca pozwoli odpowiednio wybrzmieć i nada jej rangę patentu. Patentu, którego nie zdradza się każdemu, tylko temu kto potrafi i chce słuchać. Słuchałam więc…
- Jak będzie pani chciała udrożnić rury to zrobi pani tak – przemówił w końcu mistrz. - Zagotuje pani wodę w czajniku. I tą gorącą wodę wleje pani do odpływu, w kuchni, łazience, czy gdzie tam się pani zapchało. Tej wody nie musi być dużo, tak z pół litra wystarczy. I potem zrobi pani tak… - hydraulik znów zamilkł i spojrzał na mnie uważnie.
W milczeniu pokiwałam głową, by dać mu znać, że słucham. Słucham…. Słucham uważnie.
- Potem do tego odpływu wsypie pani paczkę sody, taką po 80-100 gram. Rozumie pani?
- Rozumiem – potwierdziłam.
- I na to wleje pani szklankę octu. Ta soda zacznie się pienić i dobrze, tak ma być. I to zostawi pani na godzinę. Znaczy przez minimum godzinę nie będzie pani włączała wody. Może pani na noc zostawić, też będzie dobrze. I to jest, proszę pani, najlepszy sposób na udrożnienie rur. I jak pani tak raz w tygodniu, profilaktycznie ten ocet z sodą wleje do wszystkich odpływów, to nie będzie pani miała kłopotu z zatkanymi rurami – poradził mi hydraulik.
- No dobrze, ale czy to znaczy, że jak teraz sobie wleję do odpływu sodę z octem to pan już nie będzie pani musiał przepychać rur? - zapytałam.
Hydraulik roześmiał się jowialnie.
- Teraz, jak już se pani te rury tak na amen pozapychała, to niestety trzeba użyć spiralki – chwycił fachowy sprzęt. - I idę o zakład, że na tym co wyjmę, będą resztki udrażniacza, który tam pani wlała – powiedział, pewnym swego głosem.
I… no cóż… były.   


12 komentarzy:

  1. Mimo tragedii zapchanej rury, uśmiałam się setnie. Dobrze wiedzieć, mistrz, to mistrz. Ja niedawno sedes przepychałam miarką stalową i udało się:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak,porady takich fachowców są niezawodne, ja jak na pilną uczennicę przystało karnie stosuję się do zaleceń hydraulika i póki co muszę powiedzieć,że jego patent działa. A sedes miarką stalową powiadasz,muszę zapamiętać, nigdy nie wiadomo kiedy taka wiedza się przyda:)

      Usuń
  2. Hahahaha, jak ja się spłakałam przy czytaniu tej opowieści . Pyszny tekst! I jaki praktyczny. Dziękuję ci kochana za tę cenną instrukcję udrażniania rur.
    ..pyszne, naprawdę pyszny tekst ;-DDDDDDDDDDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo:) Starłam się oddać klimat owego spotkania, cieszę się, że mi się to udało, bo... no cóż faktycznie było zabawnie, ja też się wtedy naśmiałam:)

      Usuń
  3. Wypisz, wymaluj obraz mojego hydraulika ;-DDDDD
    Tylko mój nie sprzedaje takich sekretnych rad.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafny komentarz:) Mnie też to zawsze zastanawia, że niby jesteśmy różni, ale często spotykamy "te same" osoby i nas pewnie inni też tak odbierają, że jesteśmy dokładnie tacy sami jak ktoś tam... Chcemy czy nie funkcjonujemy w obrębie pewnych typów charakterologicznych, co samo w sobie jest niezwykle fascynujące... Pozdrawiam Cię serdecznie:)

      Usuń
    2. Dorota, nie wiem co się dzieje, ale nie publikują się Twoje komentarze, dostaję mejla, że coś napisałaś, czytam ten komentarz, a gdy chcę na blogu na niego odpowiedzieć to na blogu go nie ma z niewiadomych dla mnie przyczyn... Piszę to, żebyś nie myślała, że może usuwam Twoje komentarze czy coś, bo bardzo lubię jak do mnie wpadasz i komentujesz:)

      Usuń
    3. Już odkryłam w czym rzecz, część komentarzy, nie tylko Twoich, automatycznie wpadała do spamu, nie mam pojęcia dlaczego... Tak to jest ze współczesną techniką - działa niby dla Twojego dobra, a potem okazuje się, że działa przeciw Tobie, ech...

      Usuń
    4. Hahaha, widocznie system uznał, ze muszę bardziej popracować nad wypowiedziami ;-DDDD
      Nawet przez myśl mi nie przeszło, że taka urocza i ciepła osoba jak Ty mogłaby w tak nikczemny sposób postąpić z moimi "głębokimi" przemyśleniami ;-DDDDD
      I choćbyś mnie zablokowała i tak będę pisać ;-DDDDDDDDDD

      Usuń
    5. Obawiam się, że to jednak na mnie się system obraził, bo ja względem techniki wykazuję głęboko posuniętą ignorancję toteż i mnie system zignorował, żebym na własnej skórze odczuła jak to jest - nie interesować się kimś tak zupełnie i ostentacyjnie;) Pisz, pisz, proszę, każdy Twój komentarz zawsze sprawia mi ogromną radość!

      Usuń
  4. A właśnie mówiłam mężowi, że trzeba uzbroić się w udrażniacz, bo w rurach bulgocze, a to zły znak. Teraz poleci do wiejskiego spożywczaka po sodę i ocet i...do roboty! Dzięki za podzielenie się tą hudrauliczną tajemnicą :) P.S. Wpadłam na Twój blog przypadkiem i...zostanę jeśli można. Jest super!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostań, zostań, będzie mi SZALENIE miło, ja bardzo lubię gości:), także idę nastawiać wodę na kawę/herbatę, a Ty się rozgość:) A co do octu i sody - u nas te dwa składniki są w stałym użyciu i moim skromnym zdaniem w codziennych pracach domowych nie mają sobie równych, używam ich niemal do wszystkiego i naprawdę polecam:)

      Usuń