Bo czy paradoksem nie jest, że:
1.
Idziesz do fryzjera szczęśliwa, że wreszcie możesz wyrwać się z
domu i przez dwie godziny nie musieć karmić, przewijać, lulać,
nosić na rękach i śpiewać wymyślanych na poczekaniu piosenek,
czyli przez dwie godziny możesz być bez dziecka, po czym gdy tylko
wejdziesz do fryzjera i siądziesz w fotelu, już skręca cię z
tęsknoty za maluchem i gdyby nie to, że masz farbę na głowie w
te pędy wracałabyś do domu, do dziecka...
2.
Wybija dziewiętnasta, co oznacza, że twoje dziecko wreszcie zasnęło
po całym niemiłosiernie dłuuuugim dniu i masz niecałe trzy
godziny dla siebie, zanim znów się obudzi. I co robisz w tym
czasie, czasie tylko dla siebie? Czytasz książkę, oglądasz film,
nadrabiasz zaległości pielęgnacyjne, gapisz się bez celu w sufit,
bo tak jesteś wykończona całodzienną opieką nad niemowlakiem?
Nie! Wyciągasz telefon i... z rozczuleniem oglądasz zdjęcia
swojego dziecka. Dziecka, które śpi w pokoju obok.
3.
Zmęczona obracaniem się przez całą dobę w okołodziecięcych
tematach idziesz do księgarni z zamiarem kupienia sobie jakiejś
fajniej książki, najlepiej grubej powieści albo nawet dwóch.
Chcesz wreszcie poczytać coś niemamowego. Po czym wracasz ze stosem
poradników o: wychowaniu dziecka, pielęgnacji dziecka, rozwoju
dziecka, psychologii dziecka itp...
4.
Idziesz na spektakl, o którego obejrzeniu marzyłaś od wielu lat.
Świetny tekst, doborowa obsada, po czym zamiast skupić się na
fabule i cieszyć z możliwości oglądania sztuki, zamiast być tu i
teraz, ty co chwilę ukradkiem zerkasz na wyciszony telefon i
zastanawiasz się co tam w domu i jak twoje dziecko, które jest pod
świetną opieką swojego taty, znosi trzygodzinną rozłąkę z mamą
czyli tobą…
5.
Od kilku dni twoje dziecko zachowuje się inaczej niż zwykle, jest
marudne, płaczliwe, w nocy nie śpi jeszcze bardziej niż zwykle, ma
podwyższoną temperaturę. Umawiasz je na wizytę do pediatry, a
zanim ta nastąpi zaniepokojona obserwujesz co się będzie działo…
Wyobraźnia pracuje i podsuwa najróżniejsze wizje z pobytem w
szpitalu włącznie, swoje też dokłada wujek Google. Zaczynasz
zanosić modły do wszystkich świętych, żeby to nie było nic
groźnego. I nagle… okazuje się, że to idą zęby. Wiesz, że w
najbliższym czasie dziecko da ci popalić i lekko nie będzie, ale
oddychasz z ulgą, że to tylko (!) zęby.
6.
Środek nocy, ty znowu na nogach, od jakiegoś czasu przestałaś już
liczyć pobudki, nie ma sensu, częściej nie śpisz niż śpisz.
Ledwie żywa i obolała od ciągłego schylania, stoisz nad
łóżeczkiem i nagle przypomina ci się jak tuż przed zajściem w
ciążę byłaś na wakacjach. Spałaś sobie ile wlezie w hotelowym
łóżku, pluskałaś się w ciepłym morzu i jeszcze cieplejszym
basenie, i miałaś tyyyyyyle czasu na wszystko i tyle sił, i tyle
energii. I czujesz jak bardzo, bardzo do tego tęsknisz. Do tego
basenu, luzu, czasu i beztroski. A potem przychodzi ci do głowy
szatański pomysł – rzucić to wszystko w cholerę i pojechać na
wakacje. Teraz są świetne oferty wyjazdów do ciepłych krajów,
widziałaś, bo na mejla przyszedł ci newsletter biura podróży. W
myślach już pakujesz torbę, wrzucasz do niej strój kąpielowy i
plażowy ręcznik. Tak, tylko wizja, że już za chwileczkę, już za
momencik popluskasz się w ciepłym basenie pozwala ci przetrwać tę
noc. Nastaje ranek. Zdeterminowana wyjmujesz torbę, wrzucasz do niej
strój kąpielowy i plażowy ręcznik, dorzucasz jeszcze kilka
niezbędnych rzeczy po czym… idziesz ze swoim szkrabem na basen, na
zajęcia z pływania dla niemowląt. I bawisz się lepiej niż na
wszystkich all inclusive w twoim życiu:) I zachodzisz w głowę jak
w ogóle mogło ci przyjść do głowy, żeby wyjechać na wakacje i
zostawić swojego rozkosznego, najkochańszego na świecie
kilkumiesięcznego malucha. No jak coś takiego mogło ci przyjść
do głowy?!!!
Oto
moja lista codziennych paradoksów, dorzucicie do niej coś swojego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz