
- Dzień dobry, nie sprzedałby mi pan tej skrzynki? - zapytałam.
- Której, tej? - upewnił się.
- Nie - przechyliłam się przez pół straganu i dłonią prawie dotknęłam jasnych listewek. - Tej - pokazałam.
- Tej???? - zapytał sprzedawca, nie kryjąc zdziwienia.
- Uhm - potakująco pokiwałam głową.
- A bierz pani jak potrzebujesz - sprzedawca podał mi listewkowe cudo.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się i sięgnęłam po portfel. - Ile płacę?
- Nic pani, masz pani w prezencie, na śmietnik to miałem wyrzucić - wyjaśnił.
- Oj dziękuję, dziękuję bardzo - gięłam się w ukłonach. - A truskawki ma pan słodkie?
- Słodkie - potwierdził. - Zresztą spróbuj se pani - zachęcająco wskazał na wypełnione kobiałki.
- Nie, nie, dziękuję, ja niemytych to nie, ale jak słodkie to poproszę kilo. I szparagi. O, i konwalie widzę też pan ma...
Wracałam do domu obładowana, ale szczęśliwa. Nie wiedziałam jeszcze co zrobię z tej skrzynki, ale skoro intuicja mówiła "brać" - jak mogłam nie wziąć? Czułam zresztą, że skrzynka ma potencjał i ten potencjał przede mną objawi.
Otworzyłam drzwi mieszkania i mój wzrok padł na matę do jogi, dla której wciąż nie mogłam znaleźć odpowiedniego miejsca. Musiała być na widoku, żebym nie zapomniała jej, wychodząc na zajęcia, ale nie chciałam, by w nieskończoność walała się to tu to tam. Spojrzałam na skrzyneczkę, spojrzałam na matę i... już wiedziałam co zrobię. Zrobię pojemnik na matę do jogi :) I... - tym razem mój wzrok padł na wysłużony już nieco pojemnik na parasole - zrobię pojemnik na matę do jogi i na parasole.
Wszystko czego do tego potrzebowałam, już miałam. Nie zgadniecie gdzie... Ci, którzy czytają mojego bloga wiedzą, że oczywiście w piwnicy:) Pognałam więc do piwnicy i przytargałam z niej:
- papier ścierny
- wkrętarkę
- cztery kółeczka meblowe
- białą farbę
- czarną farbę (tak naprawdę potrzebowałam szarej farby, ale skoro miałam czarną i białą to miałam tym samym szarą).
Zabrałam się do pracy. Najpierw umyłam skrzynkę, a gdy wyschła, zabrałam się za szlifowanie jej papierem ściernym. Jak widzicie miała spore zadziory.
Skrzynka została wyszlifowana
a ja zabrałam się za malowanie. Postanowiłam przemalować tylko kilka listewek, a resztę zostawić takimi jakie są.
Teraz przyszedł czas na kółeczka.
Przykręciłam je do dna skrzynki.
Skrzynka gotowa:)
Mata nie wala się po domu. Parasole mają nowy domek i zacne towarzystwo. Wszyscy są zadowoleni, a najbardziej ja:)
Pozdrawiam Was Justyna:)
W ten blog wkładam dużo pracy serca i zaangażowania, dlatego cieszę się, że tu jesteś:) Wpadaj jak najczęściej:)
Raczkuję dopiero w mediach społecznościowych i potrzebuję w tym wsparcia. Będzie mi miło jeśli mi go udzielisz. Możesz to zrobić:
Raczkuję dopiero w mediach społecznościowych i potrzebuję w tym wsparcia. Będzie mi miło jeśli mi go udzielisz. Możesz to zrobić:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz