wtorek, 19 września 2017

Nigdy nie jest za późno czyli historia z happy endem

- Jestem stara!
- Nie jesteś – zaprzeczyłam, trochę automatycznie, bo myśli miałam zajęte czymś innym.
- Jestem! - odparła bezdyskusyjnym tonem.
Zapadła chwila ciszy. Trochę niezręcznej ciszy, bo co tu powiedzieć?
- Jestem! - powtórzyła, przerywając ciszę. - Obie dobrze wiemy, ile ja mam lat.
- Starość czy młodość, to kwestia nie wieku lecz ducha – powiedziałam z naciskiem i nadzieją, że zabrzmi to krzepiąco. Nie zabrzmiało...


- Każdego dnia budzę się i czuję się stara - oznajmiła przygnębionym tonem. - Czuję jak wszystko mam takie sztywne i zastałe.
- Może musisz się z rana po prostu trochę rozruszać – podsunęłam. - Poćwiczysz i od razu poczujesz się lepiej, zobaczysz…
- Wszystko mi w środku trzeszczy i skrzypi – kontynuowała ignorując moją sugestię. - Słyszę to! Słyszę jak mi skrzypi i trzeszczy. I to jest okropne. To jest oznaka starości – oznajmiła depresyjnie.
- Nie, nie, nie! - zaprzeczyłam gwałtownie. - To jest oznaka braku ruchu i braku dobrych tłuszczów w organizmie. Dobrego oleju ci trzeba, żeby od środka nasmarował to wszystko co skrzypi i trzeszczy. Dobrego oleju ci trzeba, ot co – wygłosiłam pewnym swego tonem.
- A wiesz co jest najgorsze – kontynuowała nie zważając na moje rady – najgorsze jest to, że ja nie tylko jestem stara, nie tylko czuję się stara, ale też wyglądam staro.
- Cóż… - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Wyglądam staro jak nic! - oznajmiła dramatycznym tonem.
Milczałam dyplomatycznie, bo nie było sensu zaprzeczać. Widywałyśmy się codziennie i to po wielokroć, była mi bliska, nie chciałam jej okłamywać. Nie chciałam mówić, że ma młodzieńczą fizjonomię skoro widać było, że tak nie jest. Miała rację - wyglądała staro. Wyglądała na starą, zmęczoną i zaniedbaną.
- To już jest koniec, prawda? - zapytała w zamyśleniu. - Kończę się. Niedługo już mnie tu nie będzie. Przyjdzie ktoś inny: młodszy, ładniejszy, bardziej współczesny i użyteczny.
- Nie, nie przyjdzie – oznajmiłam z powagą jaką składa się obietnicę.
- Teraz tak mówisz, ale ja wiem… - przemówiła tak, jakby faktycznie wiedziała więcej niż ja. - Takie jest życie. Starzy odchodzą, młodzi przychodzą. Na moje miejsce też przyjdą, nie jestem wyjątkiem. Moje miejsce też zajmie ktoś młody i efektowny. Takie jest życie…Ja wiem…
Spojrzałam przez okno, na przestrzeń, bo widok przestrzeni zawsze pozwalał mi skupić umysł i znaleźć rozwiązanie najtrudniejszych nawet spraw. Pusta przestrzeń - otwarta potencja, znak, że nic nie jest constans, że wszystko może się zmienić.
- Daj spokój – powiedziałam, dla odmiany ostro. - Nic nie jest na zawsze, wszystko zawsze można zmienić!
- A co ja mogę zmienić?! - zareagowała histerycznym krzykiem.
- Możesz przestań się nad sobą użalać, możesz zmienić swoje nastawienie – mój ton nadal brzmiał ostro i stanowczo. 
- Czyli co? Mam udawać, że jest świetnie jak jest beznadziejnie? Dla świata sztuczny uśmiech numer pięć, tak? Nieważne co naprawdę czuję… - zdenerwowała się.
- Ważne co czujesz – powiedziałam wolno i dobitnie – bardzo ważne jest to co czujesz – powtórzyłam dla lepszego efektu – ale za swoje samopoczucie odpowiadasz ty sama. Jeśli chcesz się czuć stara, to tak właśnie będziesz się czuć.
- To… - zaczęła płaczliwym tonem, ale zaraz się opanowała. - To co ja mam zrobić?
- A co chcesz zrobić? - zapytałam z naciskiem na „chcesz”. - Najważniejsze jest to, czego chcesz. Czego TY chcesz. Od siebie i dla siebie. Od każdego kolejnego dnia, tygodnia, miesiąca i roku. Od życia.
- Ja? - zapytała trochę zagubiona. - Ja… nigdy o tym nie myślałam, to znaczy kiedyś, dawno temu owszem, ale potem... Potem ja o sobie w ogóle nie myślałam, zawsze o innych. Nie myślałam o tym, czego chcę, ale co powinnam i czego się ode mnie oczekuje – wyznała z zakłopotaniem. - Robiłam to co należało, do czego zostałam stworzona, nie buntowałam się, po prostu wypełniałam swoje obowiązki, dobrze je wypełniałam, rzetelnie i uczciwie, myślałam, że… - zawahała się jakby w obawie czy dalej mówić – że to wystarczy, że życie mnie za to w końcu wynagrodzi. Ale nic się takiego nie stało. Czas upłynął, jestem stara...
- Nie jesteś!!! - weszłam jej w słowo.
- I czuję, że zmarnowałam czas, że jest już za późno... - dokończyła z nutą żalu.
- Nigdy nie jest za późno! Na nic! - oświadczyłam z mocą i ścisnęłam ją krzepiąco.
- Tak myślisz? Czy tak mówisz? - zapytała smutnym głosem.
- Tak myślę i tak mówię! - odparłam bez wahania. - A ty pomyśl o tym, czego najbardziej chcesz. Czego Ty chcesz, dla Siebie!
- Pomyślę – obiecała.
Pomyślała. Opowiedziała mi o tym. A potem wcieliłyśmy to wszystko w życie. Wszystkie jej marzenia. Wszystkie co do jednego!

***
A było to tak: w wersji przed "życiową" zmianą szafka na liczniki prezentowała się następująco:


W wersji przejściowej tak:


A tak w wersji ostatecznej:




A żeby nie czuła, że jest już nikomu niepotrzebna, dostała stanowisko kierownicze - nadzoruje, by  wszystko obok niej działało jak należy - na przykład by każdy gość na wejściu się rozpłaszczył...


A teraz na poważnie: ja wiem, że takie szafki z licznikami i rurami gazowymi to zmora, ja wiem, że wszyscy je zabudowują i ukrywają, ale ja w życiu i wnętrzach zwykle idę pod prąd, dlatego zamiast szafkę ukrywać - mocno ją wyeksponowałam. Bo kto mi co w życiu zabroni? No nikt, absolutnie nikt nic;)


13 komentarzy:

  1. Mega pomysł! :D Superancki, serio!
    Ps. ta teczka z rudej skóry - miód malina też! :* Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie:))) Mnie z kolei bardzo podoba się Twój nick, i nie piszę tego, bo mi pozytywny komentarz zostawiłaś, ale dlatego, że zbitka "koza domowa" wywołuje u mnie uśmiech i pozytywne emocje:) A torba ze skóry to jeszcze z moich licealnych czasów czyli dwie dychy sobie liczy jak nic i widzisz - nic się nie zestarzała;), to tak a propos tekstu posta;)

      Usuń
  2. Świetnie, pomysłowo i wesoło. W ogóle nie wygląda jak szafka na licznik.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:), ale Tobie to pogrożę paluszkiem, bo dzięki temu, że się u mnie jakiś czas temu objawiłaś, odkryłam Twojego fantastycznego bloga, całego już przeczytałam i czekam na nowe posty. Wchodzę codziennie i sprawdzam, a tu nic. Także tego - do pióra koleżanko po piórze;)

      Usuń
    2. Zastój twórczy niestety, ale dla ciebie się podciągnę. Dzięki:)

      Usuń
  3. Efekt końcowy świetny;)Ja bym chyba na to nie wpadła, tylko bezczelnie ją czymś zakryła. A Ty pokazałaś,że można inaczej, fajniej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Ci bardzo:)Nawet myślałam, żeby ją czymś "bezczelnie zakryć" (podoba mi się to określenie;))ale w środku jest licznik gazowy i prądowy, i prąd co dwa miesiące przychodzą odczytywać więc trzeba by co dwa miesiące w dniu odczytu to okrycie zdejmować (czego nie chciało mi się robić). Z wygody stanęło więc nie na zakryciu, ale ekspozycji, a po wewnętrznej stronie drzwiczek wkręciłam sobie haczyki i mam wieszaki na różne rożności typu miarka i latarka. Dzięki za komentarz:)I zapraszam, wpadnij do mnie znowu:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja nie mam licznikóww domu bo są na klatce schodowej, a to co zrobiłaś ze swoja to jest mistrzostwo świata i poraz kolejny przekonuje sie ze nie ma rzeczy niemozliwych mamy jedynie ograniczenia w wyobrazni ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agato, miło znów Cię tu widzieć:) A wiesz, że kilka dni temu chodziłaś mi po głowie, więc chyba ściągnęłam Cię myślami:). Cieszę się, że pomysł z szafką Ci się podoba. Tak to chyba jest, że wyobraźnia pracuje najbardziej, gdy musimy coś zrobić sami. Wtedy kombinujemy, szukamy nieoczywistych rozwiązań, bo po prostu nie ma wyjścia... Sadzę, że gdybyśmy nie robili remontu mieszkania sami tylko zatrudnili do tego ekipę, wiele rzeczy (jak choćby ta szafka) nie wpadłoby nam do głowy, pewnie poszlibyśmy najprostszą drogą... A tak można było poćwiczyć szare komórki;) Pozdrawiam Cię serdecznie:)

      Usuń
  6. Świetny pomysł! Podobnie zrobiłam z żółtymi rurami gazowymi, które "leciały" przez pół mieszkania i pasowały jak kwiatek do kożucha a zabudować nie można. Pomalowałam je na srebrno i zrobiło się industrialnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję, cieszę się, że Ci się podoba:) Rury na srebrno to też jest super pomysł, widziałam takie realizacje i zawsze mnie zachwycały. Ja się przymierzam do srebrnych kaloryferów, ale nie bardzo wiem jakiej farby użyć, żeby właśnie wyszło industrialnie. Jaką farbą Ty malowałaś, jeśli można spytać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Boże nie pytaj mnie, nie pamiętam ;-O . Pamiętam tylko że "srebrzanką" ze sklepu metalowego na ryneczku :-D

      Usuń
  8. O Boże nie pytaj mnie, nie pamiętam ;-O . Pamiętam tylko że "srebrzanką" ze sklepu metalowego na ryneczku :-D

    OdpowiedzUsuń