- Rozstajemy się
tak? - usłyszałam.
Westchnęłam.
Milczałam.
Nie wiedziałam co
powiedzieć. To znaczy wiedziałam co powiedzieć, ale nie widziałam
jak. No bo jak powiedzieć komuś, że ma sobie iść z twojego
życia? Że Ci nie pasuje? Że na jego miejsca czeka już ktoś inny?
I że jednak wolisz nowszy, młodszy model. I jak powiedzieć to
delikatnie, żeby nie było dramy? Żeby rozstanie przebiegło w
dobrej atmosferze.
- Rozstajemy się? -
głos ponownie poniósł się po przedpokoju.
W pytaniu nie było
pretensji, złości i żalu. Raczej stwierdzenie. Smutna konstatacja,
że „no cóż, skoro tak się sprawy mają...”. Może nuta
zawodu: „szkoda, że tak się sprawy mają”. I nieśmiała,
bardzo nieśmiała nadzieja, że może sprawy jednak zmienią swój
bieg…?
- Rozstajemy się? -
usłyszałam po raz trzeci i sama w sobie czułam, że nie ma co
przeciągać struny, że trzeba powiedzieć wprost, że tak albo nie.
Wahałam się chwilę
niczym ta waga. Aż w końcu potakująco pokiwałam głową.
Spuściłam oczy i umknęłam nimi w bok.
- Więc jednak… -
zabrzmiało to gorzko i jakoś tak smutno.
Milczałam. Było mi
głupio i czułam jak się rumienię.
- Rozumiem… -
poniosło się znowu, a ja odważyłam się podnieść wzrok.
- Rozumiesz? -
uczepiłam się tego słowa z nadzieją.
Teraz dla odmiany po
drugiej stronie zaległa cisza. Długa, długa cisza.
- Nie! Właściwie
to nie rozumiem! - głos ze spokojnego zmienił się nagle w bojowy.
- Nie rozumiem DLACZEGO?
To „dlaczego”
odbiło się echem o ściany i w mojej głowie.
- Dlaczego jesteś
taka niesprawiedliwa? - padł ciąg dalszy pytania.
-
Nie-spra-wie-dliwa? Ja? - aż się oburzyłam i w w efekcie
zakrztusiłam. Bo, no kurcze, ja i niesprawiedliwa?! Hello! Ja to
akurat sprawiedliwa jestem. Ja jestem chodząca sprawiedliwość!
Nawet moje imię na to wskazuje – Justyna, z łaciny iustus –
sprawiedliwy. No!
No chyba, że nie...
Chyba że nie jestem sprawiedliwa? Czasami...? Może...? Może
czasami nie jestem? Może czasami jestem niesprawiedliwa? Kurcze, no
może tak właśnie jest…?
- Dlaczego uważasz,
że jestem niesprawiedliwa? - zapytałam, po chwili refleksji nad
samą sobą.
- Bo mnie chcesz
wykopać z domu, a ich nie wykopałaś – usłyszałam w odpowiedzi.
Krótko i na temat.
- I w związku z tym
moje pytanie brzmi… - zapadła chwila ciszy, pewnie po to by
pytanie lepiej wybrzmiało - ... w czym oni są lepsi ode mnie?
- W niczym –
odparłam automatycznie.
- WŁAŚNIE! –
padło dosadnie i z wyrzutem – w niczym!
Milczeliśmy.
Milczeliśmy. I milczeliśmy.
- To dlaczego oni
mogą zostać, a ja nie? - padło kolejne pytanie.
- No… Bo… -
kurcze, nie widziałam co odpowiedzieć.
- Chcesz się mnie
pozbyć bo za dużo wiem? Bo widuję to i owo? Bo nic co ludzkie
nie jest mi obce? Bo nic co ludzkie się przede mną nie ukryje, tak?
- Nie. No skąd! -
zaprzeczyłam gwałtownie, a na policzki wypłynął mi rumieniec
oburzenia.
- To dlaczego?
Dlaczego je mogłaś odnowić, a mnie to już nie?
Westchnęłam. Spojrzałam na odnowione prl-owskie drzwi do kuchni i pokoju. Spojrzałam na drzwi do łazienki, nieodnowione i przeznaczone do wymiany.
Znów westchnęłam. I postanowiłam, że się przyznam. Że powiem prawdę. W końcu na prawdę zasługują. Będzie więc prawda na pożegnanie.
- Bo mi się nie
chce – wyznałam prosto z serca i poczułam ulgę. No. Już.
Powiedziane. Mam to za sobą.
- LENIUCH – po
przedpokoju poniósł się gromki okrzyk. - Jak możesz? No wiesz!
Wstydź się, leniuchu! Wstydź! – drzwi od łazienki niemal
wyskoczyły z zawiasów.
Takiej reakcji się nie spodziewałam. Ale gdy mnie atakują to nie stoję biernie. Toteż przeszłam do kontrataku.
- Tak, nie chce mi
się! - oświadczyłam zdecydowanie. - Nie chce mi się i mam do tego
prawo. Ma prawo mi się nie chcieć, od miesięcy ciągle tylko
maluję, remontuję, reperuję, lakieruję, tapetuję i odnawiam. I
już mi się nie chce. Jestem zmęczona. I dla odmiany chcę sobie
kupić normalne, nowe drzwi, bo nie chce mi się już odnawiać
starych, nie chce mi się i już – wyrzuciłam z siebie.
- To sobie rób jak
chcesz – oświadczyły drzwi i zatrzasnęły się z trzaskiem.
A potem nastało
kilka cichych dni...
No, niekoniecznie cichych, bo drzwi nagle zaczęły zamykać i otwierać się z chrzęstem. Skrzypiały przeokrutnie. Szczególnie w środku nocy. Aż sąsiedzi z góry i z dołu znacząco stukali w kaloryfery z przekazem, żeby te drzwi wreszcie uciszyć.
No, niekoniecznie cichych, bo drzwi nagle zaczęły zamykać i otwierać się z chrzęstem. Skrzypiały przeokrutnie. Szczególnie w środku nocy. Aż sąsiedzi z góry i z dołu znacząco stukali w kaloryfery z przekazem, żeby te drzwi wreszcie uciszyć.
Ale drzwi nawet nie
zamierzały być cicho. Głośno demonstrowały swoje niezadowolenie.
Wyjmowanie z zawiasów, smarowanie smarem nic kompletnie nie dało.
Drzwi skrzypiały w najlepsze i jak na złość.
A raz nawet zaciął się zamek. I to zaciął się akurat wtedy gdy byłam w łazience i szykowałam się do wyjścia, bardzo, bardzo ważnego i bardzo, bardzo się spieszyłam. No cóż - cierpliwość jest cnotą – jak mawia moja dobra znajoma więc cierpliwie przeczekałam zatrzaśnięta w łazience parę ładnych godzin do powrotu mojego męża z pracy. A gdy tak czekałam, jak wróci i mnie uratuje, to od złości na te złośliwe drzwi przeszłam do zrozumienia. Zrozumiałam, że skoro tak bardzo chcą u mnie zostać, to w sumie niech zostaną. I sumie mam przecież jeszcze farbę i tapetę, i klej do tapet, to szkoda, żeby to wszystko się zmarnowało, nie? W efekcie tych rozmyślań następnego dnia z rana zabrałam się do roboty.
A raz nawet zaciął się zamek. I to zaciął się akurat wtedy gdy byłam w łazience i szykowałam się do wyjścia, bardzo, bardzo ważnego i bardzo, bardzo się spieszyłam. No cóż - cierpliwość jest cnotą – jak mawia moja dobra znajoma więc cierpliwie przeczekałam zatrzaśnięta w łazience parę ładnych godzin do powrotu mojego męża z pracy. A gdy tak czekałam, jak wróci i mnie uratuje, to od złości na te złośliwe drzwi przeszłam do zrozumienia. Zrozumiałam, że skoro tak bardzo chcą u mnie zostać, to w sumie niech zostaną. I sumie mam przecież jeszcze farbę i tapetę, i klej do tapet, to szkoda, żeby to wszystko się zmarnowało, nie? W efekcie tych rozmyślań następnego dnia z rana zabrałam się do roboty.
Nowych drzwi nie kupiłam, stare odnowiłam.
Ja to jednak typowa zodiakalna waga jestem – ciągle zmieniam zdanie;)
***
Odnowa drzwi polegała na oklejeniu ich tapetą i trzykrotnym zalakierowaniu lakierem akrylowym do drewna. Przed tapetowaniem drzwi porządnie umyłam szarym mydłem (bo szare mydło jest niezastąpione do wszystkiego o czym pisałam TU). Tapetę przyklejałam na klej do tapet. Ramę wokół szybki pomalowałam czarną farbą do drewna i metalu.
Dodatkowo przestrzeń między szybą a ramą uzupełniłam czarnym silikonem.
Na szybę nakleiłam folię tablicową, po której można pisać kredą. I napisałam kredą co i jak - bo to w końcu drzwi do łazienki są;).
Od strony wewnętrznej drzwi prezentują się tak:
Na drzwiach zawiesiłam wieszak na ręczniki. Wieszak oczywiście własnej roboty. Jak go zrobić pokazywałam w TU.
Klamka została prl-owska ale nie ta, która była w drzwiach oryginalnie lecz przeniesiona z innych prl-owskich drzwi.

Drzwi w nowej odsłonie wyglądają jak na załączonym obrazku. Chyba im się podoba, bo przestały skrzypieć i zatrzaskiwać mnie w toalecie;).

Niesamowity efekt. Wyglądają jak tablica inspiracji. Dobrze, że dałaś im drugą szansę :)
OdpowiedzUsuńGosia, dziękuję, od Ciebie na dobre słowo zawsze mogę liczyć:)Świetne skojarzenie z tablica inspiracji, bo faktycznie jak patrzę na te drzwi i drzwi w kuchni oklejone tą samą tapetą, to często przychodzą mi do głowy różne twórcze pomysły. A drugą szansę zawsze staram się dawać, z trzecią to już różnie bywa;)
UsuńTeż mam w domu takie drzwi i to jest świetna inspiracja, jak można je odmienić. Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Cieszę się, że Ci się podobają:) I witam na blogu nową czytelniczkę, moją imienniczkę w dodatku:) Mam nadzieję, że jeszcze mnie tu odwiedzisz - zapraszam:)
UsuńMoje gratulacje za samą metamorfozę jak i cały opis, uwielbiam Twój styl. To wspaniałe,że nie tylko ja mam fioła i gadam z meblami. Choć ja zwykle przemawiam do śrub, które nie chcą się odkręcić. Proszę je, błagam, biorę na litość i niestety z różnym skutkiem to działa :-) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńKingo, dziękuję Ci serdecznie:) Cieszę się, że mnie poczytujesz i podoba Ci się to co czytasz, naprawdę strasznie miło coś takiego usłyszeć:) A co do śrub to doskonale Cię rozumiem, śruby są baaaardzo oporne na perswazję;)Pozdrawiam również:)
UsuńSuper odnowienie!!! Za to DIY naprawę należy się czołowe miejsce na Pinereście!! Poza tym doskonała konwersacja ;-)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci serdecznie i witam nową czytelniczkę na moim blogu, mam nadzieję, że zechcesz odwiedzać mnie częściej:)To szalenie miłe, gdy komuś, w tym zabieganym świecie, zechce się poświęcić parę chwil i napisać, że moja praca mu się podoba. Bardzo to doceniam, dziękuję:)
UsuńWitam, ja też stoję przed wyzwaniem odnowa drzwi z czasów PRL. Mam pytanie gdzie można kupić czarną listwę do zamocowania szyby ? I tapety ?
OdpowiedzUsuńJa nie kupowałam listwy, pomalowałam na czarno tę, która była przy drzwiach, a ubytki (szpary między szybą a listwą) uzupełniłam czarnym silikonem. Jeśli chcesz wymieniać listwy to sądzę, że powinny być w markecie budowlanym, tylko nie wiem, czy na miejscu przytną Ci je w skosy, jeśli nie to przyda się skrzynka uciosowa. Pozdrawiam i życzę powodzenia w odnawianiu:)
UsuńSuper metamorfoza! Jaki to kolor farby na ścianie?
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Farbę sama sobie umieszałam - biała baza i metodą prób i błędów trochę barwnika czarnego i niebieskiego:)
Usuń