- No
wreszcie – westchnął ni to z ulgą ni to z przyganą.
- No
wreszcie: co? - zapytałam
- No
wreszcie się doczekałem – odparł enigmatycznie.
-
Czego?
Znów westchnął, przewrócił oczami i spojrzał na mnie tak, jakby odpowiedź dla wszystkich wokół była jasna, tylko nie dla mnie.
Znów westchnął, przewrócił oczami i spojrzał na mnie tak, jakby odpowiedź dla wszystkich wokół była jasna, tylko nie dla mnie.
-
AWANSU – powiedział znaczącym tonem.
-
Awansu? - zdziwiłam się, możliwie, że nazbyt przesadnie.
-
Tak, awansu – potwierdził, wyraźnie urażony moją nietaktowną
reakcją. - Nie rozumiem co ciebie tak dziwi. W końcu po tylu latach
awans mi się należy.
-
Należy, należy jak najbardziej – przytaknęłam entuzjastycznie,
próbując pokryć wcześniejszą gafę. - Gratuluję! - oznajmiłam
z głębi serca.
-
Dziękuję – mruknął tonem łaskawcy.
- I
co teraz? - zapytałam. - To znaczy masz jakieś plany na przyszłość?
-
Och przyszłość widzę świetlaną – rozmarzył się - otwiera
się przede mną moc możliwości, nowe perspektywy.
- Aż
tak? To wspaniale! - powiedziałam.
- Aż
tak, aż tak – przedrzeźnił mnie. - Właśnie tak! - rzekł z
mocą. - Zyskuję popularność, dużą popularność i to w zupełnie
innych kręgach niż dotąd. Awansowałem nie tylko zawodowo ale też
społecznie! – wyjaśnił mi, by nie było wątpliwości jakiej
rangi to awans.
-
Fiu, fiu, to nie wiem czy się będziesz jeszcze ze mną zadawał –
zażartowałam.
-
Zobaczymy – mruknął całkiem serio, zupełnie jakby wraz z
awansem stracił poczucie humoru.
- W
każdym razie między KIEDYŚ a TERAZ jest OGROMNA różnica. Sama
wiesz jak to kiedyś było, kto głównie korzystał z moich usług i
w jakich okolicznościach… - spojrzał na mnie wymownie, a ja
potakująco skinęłam głową. – No właśnie – kontynuował –
nie zliczę ile to razy musiałem słuchać w robocie tych wszystkich
bełkotliwych pieśni, tych rybek co śpią w jeziorze, tych sokołów
i dzieweczek co szły do laseczka. Dzień w dzień to samo. Prawie
się nerwicy nabawiłem. Bo idziesz do roboty i myślisz: dziś może
będzie kulturalnie, a za każdym razem jest przaśnie i biesiadnie.
Kto normalny by to wytrzymał? Kto?!
Zapadła
cisza. I trochę zaczęła się przedłużać więc przerwałam ją
mówiąc:
-
Nikt normalny.
-
Właśnie! - potwierdził triumfalnie. - Ten wirus to dla mnie takie
szczęście w nieszczęściu – wygłosił i zamyślił się. - Bo z
jednej strony smutek wielki i żal, a z drugiej, no wiesz... –
spojrzał na mnie szkliście – ludzie wreszcie mają do mnie
szacunek. Liczą się ze mną. Potrzebują mnie. Chcą ze mną
przebywać, chcą się ze mną przyjaźnić. Dostrzegają, że ze
mnie to nie tylko kompan do kielicha, do świętowania albo zapijania
smutków, ale też ktoś kto w tej całej epidemii może im pomóc i…
pomaga – wygłosił i zamilkliśmy oboje.
Patrzyłam
na niego i po raz pierwszy od kiedy się znamy, zrobiło mi się go
żal i zrobiło mi się głupio. Byłam jedną z tych osób, która
postrzegała go w sposób powierzchowny. Myślałam, że jest taki
jaki się wydaje i nigdy nie zadałam sobie trudu, by zajrzeć
głębiej. Myślałam, że ma klawe życie – impreza za imprezą,
kto nie chciałby takiej roboty? Widywałam go zawsze w głośnym,
rozrywkowym towarzystwie i zakładałam z góry, że to mu odpowiada,
że jest spełniony, szczęśliwy…
A
teraz, po tym co mówił, przyszło do mnie nagle, że on ani nikt
inny, nie jest tym tylko kim nam się wydaje. Że każdy ma marzenia,
tęsknoty i potrzeby, niekoniecznie związane z tym co robi na co
dzień. Że nikt nie chce być zamknięty w ramę słowa, zdania,
zawodu, znaku, symbolu... Że od czasu do czasu trzeba się wymknąć
regułom, schematom i szablonom. Że tak łatwo oceniamy tylko po
pozorach, uznajemy, że ktoś nadaje się tylko do jednego i
przyklejamy etykiety…
Jemu
też przykleiliśmy: SPIRYTUS 70% RATYFIKOWANY, NAJLEPSZY DO
NALEWEK!
I
tak, szczęście w nieszczęściu, że w końcu awansował - na płyn
do dezynfekcji wszystkiego i odtąd ratuje nam życie. Codziennie
ratuje nam życie!
Przepis
na płyn do dezynfekcji wszystkiego:
-
300 ml spirytusu
-
100 ml wody
-
kilka kropli ulubionego olejku eterycznego
Wszystkie
składniki wymieszać, przelać do pojemnika z dyfuzorem i…
wszystko dezynfekować.
*
wpis ten powstał w czasie epidemii koronawirusa, gdy spirytus stał
się towarem ważnym, pożądanym i deficytowym, a zapach spirytusu
od napotkanego na ulicy czy w sklepie człowieka, nie był oznaką
jego powrotu z suto zakrapianej imprezy, ale odpowiedzialności i
dbałości o zdrowie swoje oraz innych,aa także przestrzegania
obowiązujących zasad higieny.
To prawda, spirytus teraz staje się symbolem przetrwania. Mam nadzieję, że jak najszybciej się z tego wszystkiego wygrzebiemy.
OdpowiedzUsuńJa też mam taką nadzieję... "Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie" - kiedyś na pewno:) A tymczasem trzymajmy się zdrowo:) Dziękuję za komentarz:)
Usuńjak dobrze że stopniowo już ten zwariowany czas mija :) jeszcze tylko za kilka dni maseczki i już będziemy wolni :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, dobrze jest stopniowo wracać do normalności,choć zagrożenie niestety nie minęło i pewnie nie szybko będzie jak dawniej. Podejrzewam,że płyny do dezynfekcji jeszcze długo będą nam towarzyszyć w codziennym życiu... Pozdrawiam Cię serdecznie :) i życzę dużo zdrowia w tych niezdrowych czasach.
Usuń